GHOZTY | SUCCESIVE


KOLEJNY


|GO BACK|

Moje życie od zawsze było mocno popieprzone!
...
Było jedną wielką kpiną.
Podczas narodzin musieli ciąć moją starą by mnie z niej wyciągnąć.
Dzieciństwo spędziłem w sypiącej się, starej, brudnej i cuchnącej bóg wie czym norze.
Na dodatek na jakimś rąbanym zadupiu.
...
Z całej rodziny znałem tylko rodziców.
O nikim innym nigdy nie słyszałem.
...
Nigdy nie miałem przyjaciół, bo nikt nie chciał przyjaźnić się z "brudasem".
...
W szkole nie miałem zbyt dobrych ocen.
Ale nie mogłem uczyć się bez książek, mając jeden - i tak ukradziony - zeszyt.
...
Kochani rodzice byli takimi nałogowcami, że nigdy nie widziałem ich bez butelki jakiegokolwiek taniego sikacza, na którego sam zapach chciało się rzygać.
...
Zawsze kiedy już wyzerowali to co mieli zaczynali napieprzać mnie po czym siebie nawzajem.
...
Nienawidziłem ich i nienawidzę ich nadal z całego serca.
Umarli już dobre szesnaście lat temu i to jedyna dobra rzecz, jaka mnie w życiu spotkała!
...
Nigdy nie mogłem znaleźć sobie życiowej partnerki.
Żadna z dziewczyn nie chciała nawet wymówić mojego imienia.
Ani te ładne, ani te brzydkie, ani nawet najgorsze kurwy, nie chciały się ze mną zadawać!
...
Zawsze zadawałem sobie mnóstwo pytań typu:
Dlaczego?
Za co?
Po co?
Kiedy?
Jak?
Czy?
W jaki sposób?
?
??
???
????
?????
??????
...
Więcej pytań niż odpowiedzi.
...
Cóż.
Mając tak wielki i ciężki bagaż doświadczeń, nie mogłem tego tak zostawić i po kilku godzinach cichego przesiadywania w ciemnym pokoju droższym niż na to wskazuje jego wygląd postanowiłem coś z tym zrobić.
W sumie to nie było najmniejszego sensu prowadzić dalszego życia w taki porąbany sposób.
...
Od jakiegoś roku moje sny zaczęły nawiedzać zjawy.
...
Czarne robale wypełzały z brązowo-czerwonych od krwi, powykręcanych ścian.
Słyszałem mnóstwo dziwnych odgłosów pulsujących i nasilających się w mojej głowie.
Czasami ściskało mnie w klatce piersiowej tak jakby ktoś wielki złapał mnie w palce i ściskał, i zwalniał, i ściskał, i zwalniał, i ściskał, i zwal...
Czułem że wybucham i widziałem to, lecz przez cały ten czas byłem nienaruszony i zdrowy.
Czasami chodziłem po schodach.
Ciągle do przodu a jednak czułem że się cofam.
I zawsze słyszałem głos szepczący:
"NIE POWINIENEŚ BYŁ SIĘ URODZIĆ!"
"JESTEŚ STRASZLIWĄ POMYŁKĄ!!"
"DLACZEGO SIĘ NIE ZABIJESZ?!"
...
Nie wiem co to znaczy.
To jest chore.
...
Jednak najgorszym koszmarem był ten, w którym brodziłem w czarnej, gęstej smole, jakby oślizłym mule na dnie rzeki a jakieś rozmazane istoty próbowały wciągnąć mnie pod spód tej gorąco czarno-czerwonej mazi.
Zmierzałem w stronę oślepiającego, białego światła, które wzywało mnie pulsując w ciemnościach.
Gdy zbliżałem się już do światła na wyciągnięcie ręki nagle wszystko wokół zaczynało bulgotać z przerażającą zło wrogością.
Tworzyły się wielkie bańki i wybuchały tuż koło mnie obrzucając mnie swoimi mazistymi wnętrznościami.
Wydawało mi się, że wszystko robi się jeszcze bardziej czarne.
Otoczenie pociemniało do tego stopnia, że wydawało się, iż można by je kroić nożem.
Gdybym tylko go miał.
...
Nagle zaczynałem spadać w dół i w dół.
Bez końca.
W pewnym czasie zaczynało robić się naprawdę bardzo gorąco.
Coraz cieplej i coraz cieplej.
Zaczęło mnie parzyć w stopy, łydki, kolana, dłonie, uda, krocze, pas, brzuch, łokcie, klatkę, ramiona, szyję, głowę!
A gdy już czułem, że zaczynam się palić i za chwilę wybuchnę wszystko ustawało i wtedy budziłem się z krzykiem.
...
Ale to nie był koniec.
Wbrew pozorom.
...
W tym momencie, kiedy wszystko wydawało się już być normalne, ze ścian zaczęły wyskakiwać demony najróżniejszego wyglądu i wciąż coś szeptały.
Ja nie mogłem się poruszyć, więc krzyczałem w niebogłosy lecz nikt nie słyszał mojego wołania.
Demony zaczynały się śmiać ze mnie, a ja nie mogłem nic zrobić.
Wszystkie te zjawy dobierały się do mojej klatki piersiowej oraz brzucha wybierając z niego to co najsmaczniejsze po czym wyrywały to i zjadały z totalnym obłędem w swoich pustych oczodołach.
...
Najdziwniejsze było to, że czułem ten ból i nie mogłem się obudzić.
Trwało to w nieskończoność a ja nie mogłem już nawet krzyczeć.
Mimo braku wszystkich narządów nie umierałem.
...
Nie potrafiłem umrzeć.
...
Wtedy potworyczne monstra zostawiały mnie w pokoju samego.
Po dłuższej chwili zasypiałem choć nie byłem śpiący i w tym momencie budziłem się kolejny raz.
Nigdy nie miałem pewności czy sen rzeczywiście się skończył, czy trwa nadal wyniszczając mój słaby umysł.
Może nawet do dziś.
...
Co by było gdybym nagle obudził się nieżywy?
...
Miałem jeszcze wiele koszmarów, lecz ten najbardziej zapadł mi w pamięć.
Koszmary na zmianę pokazywały się co noc.
A każdy jeden pamiętałem tak dokładnie jakby dział się naprawdę i był jak najbardziej realny.
...
Dość tego!
...
Pomyślę jeszcze w drodze.
W końcu nie będę siedział tu całą noc.
...
Ubrałem więc starą, zniszczoną, brązową kurtkę znalezioną w jakimś brudnym, ciemnym zaułku rok temu i zszytą oraz wyczyszczoną z błota i czegoś zaschniętego aby można było jej używać.
...
Wyszedłem z domu i od razu skierowałem się w stronę najodpowiedniejszego znanego mi miejsca, w którym można by zakończyć moją i tak marną egzystencję.
...
Po drodze minąłem nie jeden ciemny zaułek i nie jedną zepsutą latarnię.
W dosłownie parędziesiąt metrów od mostu spotkałem trzech miłych nastolatków, którzy pewnie wracali pijani z jakiejś biby w okolicy i postanowili dać upust swoim emocjom.
Wciągnęli mnie więc w najbliższy zaułek i porządnie zbutowali.
...
Kiedy zauważyli, że nie mam przy sobie żadnych pieniędzy dołożyli mi tak, że zemdlałem z bólu.
...
Obudziłem się kto wie kiedy.
Nadal było ciemno i był środek nocy ale czy tego samego dnia?
...
Zostawiłem kurtkę bo była już nieźle podarta i zakrwawiona.
Nie zauważyłem, że był to ten sam zaułek , w którym ją znalazłem.
...
Bolały mnie chyba wszystkie kości jakie tylko mogą boleć.
Mimo to nie zrezygnowałem ze swojego zamiaru i wkroczyłem na kamienny most w pobliżu.
Było strasznie cicho i bardzo ciemno.
Jedna z latarń na środku mostu była zepsuta i z tego powodu w tym miejscu zalegał cień tak gęsty, że prawdopodobnie mógłbym przełożyć przez niego palce jak przez płynną gumę i podrzeć go na strzępy jak tani materiał.
...
Gdy zdecydowałem się ruszyć dalej, właśnie ku tamtemu ciemnemu ciepłu coś w jego środku zaczęło się poruszać.
O dziwo rzecz ta rzucała cień na cień.
...
Po chwili ciszy ze środka wyłoniła się niewysoka sylwetka.
Gdy podeszła do światła okazało się, że to zwykłe dziecko.
Ale to nie było zwykłe dziecko.
...
Był to mały, może dziesięcioletni chłopiec ubrany w starą, miejscami pożółkłą, miejscami pozieleniałą koszulę nocną, rozdartą w kilku miejscach.
Miał długie do pasa, mokre, brązowe włosy.
Skóra jego twarzy była blado żółta i zniszczona jakby od długiego przebywania w wodzie.
W głowie miał dość dużą dziurę z jej lewej strony i widać mu było resztki mózgu.
Nie miał także jednej dłoni.
Prawej.
Uśmiechnął się ukazując zniszczone zęby, które dawno już powinny powypadać.
Następnie wyprostował się zamykając usta.
Chłopiec zaczął się cofać w cień, który po chwili zniknął, a latarnia niedawno czarna znowu dawała światło.
...
Usłyszałem przed sobą kroki i głosy lecz jeszcze nic nie widziałem.
Chwilę później na most wkroczyło trzech mężczyzn.
-Uciekaj!
Usłyszałem zza swoich pleców cichy szept wystraszonego dziecka.
Obróciłem się lecz nikogo tam nie było.
Potem odwróciłem się z powrotem i zauważyłem trzech chłopaków z pięć metrów przede mną.
Od strony tych facetów zaczął wiać dość mocny wiatr kierujący mnie w drugą stronę mostu.
Lecz oni nie czuli tego wiatru.
...
Nie ruszyłem się z miejsca.
I tak nie miałem sił na jakąkolwiek ucieczkę.
Podeszli do mnie i okazało się że to ci sami, którzy wcześniej próbowali mnie okraść.
Kiedykolwiek by to nie miało miejsca.
...
Po spojrzeniu w moją twarz jakby czegoś się wystraszyli i zostawili mnie w spokoju.
Na ich twarzach zarysowało się głębokie przerażenie.
Pomyślałem że nie tylko życie muszę mieć pojebane, ale także i wygląd mi się pogorszył.
...
Podszedłem więc do balustrady i ostatkiem sił złapałem się jej stawiając stopy na metalowej podstawie tak by móc się przez nią przewiesić i spaść prosto do wody lecz nie trafić w chodnik u podstawy mostu.
...
Gdy już miałem przelecieć na drugą stronę ponownie usłyszałem głos.
Ale tym razem były to głosy kilkorga dzieci mówiących do mnie jakby pół pytającym, a pół rozkazującym głosem:
-Nie znasz jeszcze wszystkich odpowiedzi?!
...
Odwróciłem się ale nikogo tam nie było.
Zresztą co grupa dzieci robiłaby na moście o tej porze dnia ?
...
Nagle zauważyłem cień na posadzce mostu i poczułem przeszywający chłód.
Gdy się odwróciłem zauważyłem kątem oka znikającą czarną postać po czym poczułem lekkie pchnięcie w plecy.
Nie widziałem kto mnie popchnął, ale nie było to aż tak ważne ponieważ właśnie przekręciłem się przez balustradę na zewnętrzną stronę mostu.
Jakimś dziwnym odruchem prawa dłoń sama chciała mnie ratować i próbowała chwycić się mostu lecz zaklinowała się pomiędzy metalowymi prętami.
Siła z jaką spadałem prawie wyrwała mi nadgarstek i wisiałem w tej dziwnej pozycji przez dobre pięć minut, które wydawały się boleć w nieskończoność.
...
W końcu nadgarstek pękł i oderwał się od ciała a ja spadałem dalej.
Pomyślałem sobie, że to dobrze w końcu skończyć z tym beznadziejnym życiem.
O ile utopię się i nikt mnie nie wyratuje.
...
Droga z góry na dół mostu była krótka, ale jej finał był naprawdę ciekawy.
...
Oto zauważyłem, że zbliżam się z dużą prędkością do chodnika pod mostem.
A że spadałem głową w dół nieuniknione było z nim spotkanie.
I w tej samej chwili lewą stroną głowy wbiłem się w twarde, zimne i brudne kamienie.
Czaszka momentalnie pękła na tysiące kawałków, a uszkodzona część mózgu wypłynęła na zewnątrz jak kisiel.
...
Poczułem wielki ból lecz nic już nie mogłem zrobić.
Miałem rozwaloną głowę i żaden chirurg nie wiedziałby jak ją złożyć.
To nawet lepiej, że nikt mnie nie uratuje.
...
Miałem przynajmniej takie szczęście, że wpadłem do wody a nie zostałem na chodniku.
...
Moje ciało opadało powoli na dno rzeki a ja zamiast umrzeć myślałem o tym co się właśnie dzieje.
Robiło się coraz ciemniej i wkrótce nic już nie widziałem.
A może to właśnie jest śmierć?
Nic nie widzę, a jednak dalej myślę.
Jednak coś jest nie tak jak powinno być.
...
Poczułem uderzenie i mimo, że czułem moje ciało na sobie nie mogłem nim poruszać.
Dziwne uczucie.
...
Kto wie ile czasu leżałem tak nieżywy czy na wpół martwy.
Nikt mnie i tak nie mógł zauważyć.
Więc co to właściwie za różnica?
...
Czułem, że czas mija i mija lecz wciąż nie mogłem się poruszyć.
Nie mówiąc już o wypowiedzeniu chociażby słowa.
Nie wiedziałem czy w ogóle myślę, ponieważ mój mózg powinien przestać pracować po śmierci.
...
Gdy tak leżałem i niby-myślałem poczułem nagle coś dziwnego.
Coś jakby szarpnięcie.
Tak jakby ktoś chciał bardzo szybko unieść moje ciało.
...
Po chwili ustało.
...
Po kolejnej chwili szarpanie powróciło, lecz tym razem coś zaczęło mnie szczypać.
Coś głęboko w środku.
...
Wraz z kolejnymi szarpnięciami ból stawał się coraz to bardziej uciążliwy.
Po około połowie godziny ból był już tak silny, że czułem jak rozsadza mnie od środka.
Niestety nie mogłem krzyczeć, ponieważ nie wiedziałem jak.
...
Nagle wszystko ustało.
Skończyło się szarpanie i szczypanie.
Dookoła czułem tylko błogą ciszę i uspakajające ciepło.
Pierwszy raz w życiu poczułem, że coś mi się naprawdę podoba.
No, może drugi raz.
...
Spojrzałem w dół i o dziwo ujrzałem pode mną moje własne ciało.
Leżało na dnie zbiornika i powoli zaczęło się już rozkładać.Ale przecież ciało nie może tak po prostu rozłożyć się pod wodą!
...
To nie możliwe.Co tu się dzieje?!
...
Zdałem sobie wtedy sprawę, że mogę się poruszać.
W końcu.
...
Spróbowałem coś powiedzieć ale usłyszałem tylko swoje myśli.
Jako duch, czy czymkolwiek teraz byłem nie miałem kształtu, a tym bardziej jakichkolwiek ust.
Musiałem porozumiewać się więc poprzez przesyłanie energii.
...
Ciekawe czy potrafię też latać i przechodzić przez mury.
Trzeba to sprawdzić.
Udałem się więc w stronę powierzchni wody.
...
Nie zdążyłem jednak tam dotrzeć ponieważ z góry zaczęły spływać białe istoty.
Były one bielsze od totalnej, najczystszej bieli a poruszały się z taką gracją i swobodą, że poczułem podziw dla ich umiejętności.
Nie wiedziałem skąd się wzięły ale nie mogłem oderwać od nich oczu, czy cokolwiek teraz miałem.
Zaczęło robić się coraz jaśniej i jaśniej.
Przede mną otworzyło się coś na kształt okrągłego portalu.
Z jego jak się wydawało odległego końca świeciło prawie rażące, białe światło, które jakby wzywało mnie do siebie swoim relaksującym ciepłem.
...
Białe zjawy zgromadziły się wokół mnie i poczęły popychać mojego ducha w stronę światła.
Poruszałem się bardzo powoli ale czułem, że robi się coraz cieplej i przyjemniej.
Pomyślałem sobie, że to wspaniale, że anioły odprowadzają mnie po białym dywanie śmierci.
...
Wprost ku spokojnie-pięknym polom elizejskim ogrodu Eden.
Nie mogło być wspanialej ponieważ było już idealnie.
Przyszło mi do głowy, że może moje dotychczasowe życie było takie jak było ponieważ tam na górze będę miał raj, którego tak bardzo w tej chwili pragnę.
W sumie to dlaczego by nie.
Byłoby idealnie.
Tak pięknie.
Przyjemnie.
I nieprawdopodobnie.
...
Z każdą sekundą znajdowałem się wyżej i robiło się cieplej ale nie paliło mnie.
Nie było gorąco.
...
Pozostało mi czekać na wrota niebios zamykające się za mną.
Oddzielające mnie od zła, które otaczało mnie dotychczas.
...
Ale co to za przeraźliwe krzyki?
Jęki?
Dlaczego poczułem nagłe, przejmujące zimno?
Co się dzieje?
Na twarzach aniołów pojawił się przeraźliwy grymas bólu.
Zupełnie jakby coś lub ktoś ich zaatakowało.
...
Z początku nie widziałem nic, lecz po chwili, gdy w końcu udało mi się odwrócić przodem do wydarzeń ujrzałem przerażający obrazek.
Z pod gęstego mułu dna rzeki masowo wyłaziły czarne demony.
Niczym szarańcza zaczęły się rozprzestrzeniać po dużym terytorium pod wodą.
Jęki i prośby o pomoc nasiliły się.
To co brałem za anioły poczęło czernieć i zwijać się w wiecznej agonii.
W nieustającym bólu.
...
Trwało to krótką chwilę, ale dla mnie wydawało się to wiecznością.
Widok istot w bieli czerniejących i umierających na moich oczach był najstraszliwszą rzeczą jaka kiedykolwiek mnie spotkała.
Nie chciałbym przeżywać tej chwili nigdy więcej.
...
Po aniołach przyszedł czas na mnie.
Ale ja nie umarłem.
Oni chcieli mnie żywego.
...
Powoli zaczęli się zbliżać a ja nie mogłem nic zrobić.
Nie mogłem uciekać.
Nie mogłem.
Nic.
...
Nie chciałem znaleźć się w piekle.
To nie było dla mnie.
Przecież ja już swoje przeżyłem.
Tyle złego mnie spotkało.
Tyle przykrości.
Niepowodzeń.
...
Płacz.
...
Gorzkie łzy.
...
A jednak zło okazuje się silniejsze od dobra.
Dlaczego?
...
To nie może być prawdziwe.
...
To musi się zaraz skończyć.
Ja nie mogę tak skończyć.
Nie w taki sposób.
Nie tak.
Nie.
Boże.
Dlaczego opuściłeś mnie w tak beznadziejnej sytuacji?
...
To jest złe.
Czy
...
Czy ty tego nie zauważasz?
Czy ty tego nie widzisz?
...
Jednak moje prośby pozostały bez najmniejszej odpowiedzi.
...
Gdy demony złapały mnie w swoje ujęcia zaczęło mnie palić od środka.
To strasznie
...
To boli.
Piekielny ból?
Co za klątwa ciąży nade mną?
...
Pode mną otworzył się drugi portal.
Gęsty.
Z każdą chwilą, kiedy się do niego zbliżałem parzyło mnie coraz bardziej.
Piekło?
...
To jedyne co mi pozostało.
Co za pocieszenie.
...
Gdy zacząłem wkraczać w tunel ciemności zauważyłem, że był on zbudowany z pół żywych istot.
Ludzie.
Demony.
Potwory.
Powykręcane ciała.
Wiele postaci, których nie potrafię nazwać.
...
W tym momencie zapragnąłem dojrzeć tam twarze wszystkich tych, którzy mnie nienawidzili.
Chciałem aby smażyli się w piekle razem ze mną.
Aby czuli to co ja czuję.
Ale po tysiąc kroć mocniej.
...
Tak.
To byłoby miłe.
Bardzo pocieszające.
...
Ale nikogo znajomego tam nie było.
...
Szkoda.
...
Jedynym pocieszeniem w mojej obecnej sytuacji było to, że przynajmniej dowiedziałem się co istnieje po śmierci, kiedy ciało nie jest już nam do niczego potrzebne.
Ale nie było to pocieszeniem jakiego pragnąłem w mojej obecnej sytuacji.
...
Jęki istot, z których zbudowany był tunel stał się nie do zniesienia.
Nie mogłem tego słuchać lecz nie mogłem tego nie słuchać.
Z każdą chwilą było coraz gorzej.
...
Ale czy mogło pogorszyć się jeszcze bardziej.
...
Palący ból przeszywający moje obecne ciało rozrywał mnie od środka.
Wieczny ból zła otaczający każdą istotę.
Demony popychały mnie ku nieuchronnemu przeznaczeniu.
Czarny koniec świecił wzywając mnie swoim gęstym złem.
Ale ja nie chciałem tam iść.
...
To nie było dla mnie.
Dlaczego nic nie chce wydarzyć się chociaż raz tak jak powinno?
...
To nie ma sensu.
...
Gdybym tylko mógł przejść przez swoje życie kolejny raz!
...

A.D 2000 | ghozty


Who is in charge of my head today


A.D. 2009 | Made by ghozty