Sen to wspaniała rzecz. We śnie można robić co się tylko nam przyśni i zamarzy. Można być supermanem lub biznesmenem. Latać pod niebem jak ptak lub skakać wyżej niż mistrzowie świata. Możesz być bohaterem albo zwykłym człowiekiem. Ale są też koszmary męczące słaby odpoczywający umysł. Potwory, zombie, kataklizmy, dziwne i straszne wydarzenia nad, którymi nie mamy kontroli. Nic nie dzieje się tak jak powinno wszystko jest na opak.
Czym tak naprawde jest sen i czemu ma on służyć? Czy jest jakiś przepis na dobre sny? Czy jest to całkiem niezależne od nas? A może jest coś co możemy zrobić aby śnić wyłącznie dobrze albo nie śnić wogule. Lecz bezsenność jest bardzo mecząca. Cóż więc wypadało by dalej śnić i męczyć się z tą złą stroną naszej osobowości. Pogodzić się z naszymi obawami lub nawet fobiami. Bo cóż innego nam pozostaje? Niektórzy twierdzą, że sny mogą pokazywać przyszłość ale nie wiem czy w to wierzyć. Jak dla mnie nie jest to niemożliwe.
Kolejny raz wracam do domu i kładę się spać po męczącym dniu patrolowania nowojorskich ulic. Będę musiał pomyśleć o jakiejs zmianie. Najlepiej zawodu ale nic innego nie potrafię. Umiem chodzić po rewirze, wstawiać mandaty, upominać małolatów i pałować niegrzecznych obywateli.
Mija parę minut i miękka kołderka ciepło otula moje ciało kiedy zasypiam i wkraczam do krainy marzeń. Jest coraz lżej i lżej... i lżej. Robi się jakby miękko, naokoło mnie pulsuje tęcza kolorów jak w kalejdoskopie. Jestem lekki jak piórko z poduszki, na której leży teraz moja głowa. Kolory zmieniają się w kształty i nabierają twardości. Mija chwila i już mam nowe ciało. Stoję na twardym, zimnym chodniku. Jest noc a na ulicy nie ma nikogo. Dziwne ta ulica zawsze tętniła życiem. Słyszę jakieś kroki. Ktoś idzie. Zaszywam się więc w zaułku i czekam na tę osobę. Kroki zbliżają się coraz bardziej a ja sięgam do kieszeni starego prochowca, który mam na sobie, wyciągam nóż do rozbijania kostek lodu i przygotowuje się do ataku. Gdy kroki są zaledwie metr ode mnie zbieram psychikę, biorę głęboki wdech, wychodzę i... Czuję wstrząs, a kolory znów się zmnieniają. Ja także. Teraz jestem innym facetem. Nastolatkiem. Moje ubranie i bejzbol w ręce wskazuje, że jestem z gangu. Jest noc, idę ulicami i gdzieś zmierzam. Nie znam celu mojej podróży ale zawsze wiem gdzie skręcić. Na ulicach jest pusto. Mijam kolejny zakręt i idę uliczką w ciszy. Słychać jedynie moje kroki po starym chodniku odbijające się echem od ścian budynków. Zbliżam się do jednego z zaułków, i wydaje mi się, że znam tą ulicę, już dziś na niej byłem. Nagle z zaułka wyłania się jakiś facet w brązowym prochowcu...Wstrząs znowu. Co teraz? Kim ja jestem? Chyba zwierzakiem bo widzę wszystko z żabiej perspektywy. Tylko psem czy kotem? Znów jestem na ulicach w jakimś zaułku i szukam jedzenia. Nigdzie jednak nie mogę nic znaleźć. Jestem głodny. Wychodzę na ulicę, na której czuć zapach krwi. Jak jest krew to jest i mięsko. Podążam więc za zapachem. Znajduję dwa ciała, oba ludzkie i zmasakrowane. Hmm... jeden z ludzi jeszcze żyje. A co tam jestem głodny a mięso to mięso. Rzucam się w kierunku szyi żyjącego... Wstrząs. Co jest czy nie mogę chociaż jednej rzeczy obejrzeć do końca. Co teraz? Znowu jestem tym facetem co na początku. Jestem w domu, biję żonę i dziecko. Nie wiem dlaczego ale jestem na niech nieźle wnerwiony a bicie ich wątłych ciał sprawia mi ogromną przyjemność. Zupełnie nie wiem z jakiego powodu. Skończyłem. Wychodząc z domu zabieram nóż i mam zamiar kogoś zabić. Jeszcze nie wiem kogo ale zmierzam w jakimś kierunku. Idę ulicami i dochodzę do ulicy i domu... w którym mieszka ten glina co mnie wsadził za napad z bronią w ręku. Mmm... Dobry pomysł. Pozbyć się denerwującego obiektu lepszej części społeczeństwa. Glina pewnie śpi więc nie będzie się spodziewał i być może nie zdąży się ocknąć. Chyba, że po śmierci. Zemsta będzie słodka, ale... Wstrząs... Drrrr... Wstrząs Od tych ciągłych zmian zaczyna boleć mnie głowa. O ile we śnie możliwe jest aby cokolwiek mnie bolało. Chwila. Znowu się zmieniłem. Jestem policjantem ale nie sobą. Jest ranek i jadę służbowym samochodem. Ale gdzie? Radio się odzywa. Ach, na miejsce zabójstwa. Adres. Hej to koło mojego domu. To zdaje się, że tam właśnie jadę. To dobrze. Może być ciekawie. Dojeżdżam na miejsce. Wysiadam z samochodu zbliżam się do miejsca przestępstwa. Czuć duszący zapach zgnilizny. To pewnie przez to słońce... Wstrząs, no nie. Znowu w ciele chłopaka i znowu w nocy. A właściwie to pod wieczór. Jadę samochodem, zatrzymuję się przy stacji benzynowej. Tankuję i szybko odjeżdżam. Nie płacę. Ale numer chyba właśnie łamię prawo. I policjant śni o takich reczach. Niedobrze ze mną. Oj ze stacji wybiegł gruby facio z dwururą. Szit, dobrego ma cela. Od razu w oponę. Na szczęście udało mi się uciec. Docieram do niezbyt bezpiecznej dzielnicy. Muszę uważać. Całe szczęście, że zatankowałem i wzięłem kija. Obym nie musiał go używać. Hej co to? Samochód zwalnia . Deptam na gaz i nic. Jak to, paliwo się skończyło? Tankowałem. Zatrzymuję się w samym sercu złej dzielnicy. Podchodzę do tyłu wozu. Shit. Trafił także i w bak paliwa. Gościu miał naprawdę niezłe oko... Wstrząs. To zaczyna być denerwujące.
Otwieram oczy. Budze się, w końcu. Co za głupi sen. Dobrze, że teraz wracam do rzeczywistości. Źle, że do pracy. Trzeba się umyć ubrać i zwijać. Schodzę po schodach, sąsiedzi o czymś szepcą. Wychodzę przed budynek, za budynkiem coś się dzieje. Policja. O ten policjant wydaje mi się znajomy. Zapytam się go co się stało:
- Hej, co tu się dzieje, kolego?
- Nic takiego. Kolejne zabójstwo.
- Taa...
- Dwóch gości. Jeden z poszarpanym gardłem, drugi z ranami kłutymi i ciętymi.
- Czyli nic nowego?
- Eh...
W tym momencie o nogi otarł mi się mały kotek. Schyliłem się aby go pogłaskać ale uciekł. Zdążyłem tylko zauważyć ze miał zaczerwieniony pyszczek. Ogarnęło mnie dziwne uczucie zimna i strachu. Nie wiem dlaczego ale wiem co tu się stało. O co chodzi? Wstrząs.
Czy więc jednak sny mogą być prorocze czy też nie. Odpowiedź pozostawiam sobie.
Dobranoc.
A.D. 2002 | ghozty