Będę miał teraz wiele czasu na zastanowienie się nad moimi czynami. Czy postąpiłem dobrze czy też może źle? Nigdy nie wierzyłem, że niespodziewany splot wydarzeń moze doprowadzić człowieka do podobnych odruchów. A zaczęło się tak niewinnie. Kto mógł to przewidzieć? Skończyłem liceum i zrobiłem maturę jednak nie miałem pieniędzy na studia. Rozpoczęły się wakacje a ja potrzebowałem zarobić parę groszy. Udało mi się załapać na lewy transport do Berlina. Jak mogłem nie skorzystać. To była moja szansa aby troche zarobić. Podróż była męcząca. Dotarłem na miejsce z paroma markami od kolegi z Polski. Tu znalazłem pracę dość dobrą jak na moje warunki. Pomagałem na budowie lecz pracowałem na czarno (jak każdy Polak w niemczech o tej porze roku) więc aby nie zostać rozpoznanym, aresztowanym i deportowanym musiałem przestrzegać paru prostych zasad. Wiadomo, że nie wolno mi było palić, pić, brać ale z tym nie było najmniejszego kłopotu bowiem nie byłem od niczego uzależniony. Musiałem przestrzegać prawa w najmniejszych jego paragrafach aby mnie policja nie wylegitymowała. W miejscach publicznych ani słowa po Polsku i nie rzucac się w oczy. Raczej prościzna. To tylko co główniejsze z nakazów jakie dostałem. Starałem się jak mogłem i nie miałem żadnych problemów. Był to super pomysł na zarobek. Wszystko szło jak po maśle a do mojej kieszeni wpadały kolejne cenne marki. Walacje dobiegły końca, wróciłem do ojczyzny i poszedłem na studia Humanistyczne. Poznałem wspaniałą dziewczynę na tym samym roczniku, nazywała się Alicja. Szybko zaprzyjaźniliśmy się a następnie zostaliśmy parą. Byliśmy jak papużki nierozłączki i było nam ze sobą wprost cudownie. W klasie zaprzyjaźniłem się z fajnym kolesiem - Markiem - który szybko stał sie moim najlepszym kumplem. Co prawda był trochę lekkomyślny i łatwo pewne rzeczy wylatywały mu z głowy ale miał ciekawą osobowość i znajomości. Po pewnym czasie wyszło na jaw, że on też potrzebuje pieniędzy tyle, że na trzeci, czwarty i piąty rok studiów. Pomyślałem, że mnie także przyda się nieco grosza więc zaproponowałem mu aby w tym roku udał się do Niemiec ze mną. Przyjął propozycję i jak tylko wybił ostatni dzwonek zajęć szkolnych wyruszyliśmy razem na podbój Berlina. Ja pracowałem i siedziałem cicho ale on barzdzo szybko zapragnął poznać kogoś nowego. Rozbijał się po nocnych klubach i pubach, dyskotekach oraz barach no i cóż w ten sposób wszedł w nowe towarzystwo. I na nieszczęście wprowadził do niego również i mnie. Nocne zabawy i imprezy zapełniały mi czas na odpoczynek. Coraz częściej spóźniałem się do pracy w związku z czym obniżono mi płacę. Podczas hulanek część towarzystwa zażywała narkotyki i zauwazyłem, że te osoby bawąi się nadzwyczaj świetnie i nie męczą się tak szybko jak reszta wraz ze mną. Pomyślałem sobie, że nic sie nie stanie jeżeli raz czy drugi spróbuję. W każdej chwili będę mógł z tym skończyć. Mam przecież silną wolę i dam sobie z tym radę. Do końca wakacji jakoś przeżyje na prochach a potem wrócę do domu, na studia i odłoże ten szajs. Nic prostszego myślałem. Bóg jeden wiedział jak bardzo się myliłem. Szatan już szczerzył na mnie swoje kły, a katowski topór był gotów do cięcia. Przekroczyłem granice świadomości, wkroczyłem w piękny świat bez strachu i zmęczenia. Tak mi sie przynajmniej wydawało. Z czasem wstawanie stało się trudniejsze i miałem mocne kace. Wiedziałem, że to narkotyki mi szkodzą więc postanowiłem przystopować. Poszło w miarę łatwo lecz po paru dniach odczułem potrzebę. Ssało mnie, mój organizm sygnalizował, że chce kolejnej dawki prochów. Nie potrzebuje, lecz chce. Ja też zacząłem chcieć. Wzięłem mniejszą dawkę niż zwykle tak aby się lekko obudzić. To tak jak poranna kawa wmawiałem sobie. Nic bardziej mylnego. Skończe z tym jak tylko skończę pracę i wrócę do domu. Jakiz ja byłem naiwny. Wróciłem do Polski i do studiów lecz tym razem nie przywiozłem już tylu pieniędzy co wcześniej. Dużo poszło na używki w związku z czym wiadomo było, że za rok robimy kolejny wypad za granicę. Marek, Alicja i ja byliśmy na drugim roku studiów. Szlajaliśmy się po różnych dziwnych knajpkach lub znanych dyskotekach. Imprezy stały się naszym drugim życiem. Ten okres wspominam najlepiej. Jednak pewnego dnia trafiliśmy na imprę z narkotykami a o taką w Polsce nie trudno a wynikiem tego było, że moje ciało i dusza przypomniały sobie o nałogu. Nagle zaczęło mi tego bardzo ale to bardzo brakować i poczułem straszny głód. Ala była zszokowana kiedy dowiedziała się, że już brałem i że podobało mi się to. Nie uważała tego za rzecz konieczną wręcz była przeciw temu lecz mnie udało się ją namówić aby spróbowała. Ależ ja na nią działałem. Był to ogromny bład jak się później okazało. Alicja była zbyt słaba i uzależniła się wyjątkowo szybko. Na moje nieszczęście. Jednak zamiast próbować wybić jej to z głowy brnałem dalej. Nie zdążyło do mnie dojść na czas co się z nami dzieje. Przyszły kolejne wakacje i znów trzeba było troche zarobić. Jednak sytuacja była taka, że duża część zarobków szła na wspomaganie. Tym razem jechaliśmy we trójke i jak zwykle dobrze się bawiliśmy. Nie było baru, knajpy, której byśmy nie odwiedzili. Imprezy były nasze. Wszystko wydawało się tak pełne radości i tak kolorowe, że żadne z nas nie chciało się obudzić ze snu. Zarabialiśmy, wydawaliśmy, zarabialiśmy, wydawaliśmy, i tak w kółko. nie dopuszczaliśmy do siebie myśli że coś może byc nie tak a szczególnie w braniu narkotyków. Lato zleciało bardzo szybko w tym roku i wkrótce z nowymi zapasami zielonych wróciliśmy do szkoły. Trzeci rok studiów zaczął się ciekawie. Usłyszałem, że w mieście pojawił się nowy diler ze znakomitym towarem. Pomyslałem, że trzeba spróbować co za szajs pojawił się w mieście więc zacząłem poszukiwania nowego dilera. Nie było łatwo ale dotarłem do niego. Był Amerykaninem, kazał mówić na siebie Bonez i nikt nie znał jego prawdziwego imienia. Tajemniczy ale to normalka w jego fachu. Kawał chłopa, dzięki czemu mógł robić za własnego ochroniarza. Żelazne zasady jeśli chodzi o sprzedarz. Jak się później okazało miał najlepzy towar jaki w życiu brałem. Odlot na maksa. Wprost siódme niebo. Ale był dość drogi. W sumie to nie dziwie się bo był naprawdę dobry. Ten staf był naprawde wart swej ceny. Nie wiedziałem, że łatwo go przedawkować. Był potwornie zdradliwy a ja pokazałem go Ali. Zły to był pomysł. Moja ukochana była zachwycona i coraz bardziej uzależniona. Po tym towarze zaczęła się staczać bardzo szybko. Zaczęło mnie od niej odpychac ale nadal ją kochałem. Stała się wrakiem człowieka a była taką piękną dziewczyną. Wszystkim naokoło rozpowiadaliśmy,że to choroba ale ileż można zasłaniać się takim kłamstwem. Nawet nie zauważyłem kiedy sam straciłem kontrolę nad nałogiem. Już nie potrafiłem odstawić prochów. To przez ten nowy towar. Był mocny i szybko uzależniał. Szit! Gdybym tylko wiediał wcześniej co szykował mi złośliwy los. I stało się coś nieoczekiwanego. Zupełnie zaskakującego. Otóż Bonez zaczał podnosić ceny i zdobycie tego na czym mi tak zależało było coraz trudniejsze. Poza tym małe dawki juz mi nie wystarczały. O nie. Zwiększałem je co jakiś czas. Lecz nie tylko ja. Marek i Alicja takze nie mogli sie uwolnić. Co za cholerstwo pomyślałem wtedy pierwszy raz. Tyle, że za późno było już na takie wnioski. W ten właśnie sposób to co sprawiało nam taką przyjemność zaczęło nas mocno denerwować. Lecz nie mogliśmy przystopować nawet na małą chwilkę. Cholera! Potem przyszło najgorsze. Z czasem zaczęły kończyć się nam pieniądze. Pierwszy raz od długiego czasu zaczęło mi brakować na szajs. Dziwne to dla mnie było. Wariowałem kiedy nie mogłem kupić ani grama. Sprzedawałem co tylko się dało i znalazłem pracę na pół etatu w barze szybkiej obsługi, dzieki czemu nie bywałem głodny a i na używki też mi nie brakowało. Przeważnie. I tu zaczął się koszmar. Nieoczekiwanie sytuacja zmieniła się ogromnie. Stało się coś co zmieniło mój pogląd na życie. Katastrofa! Alicja przedawkowała i zmarła. Mogłem się wcześniej domyślić, że tak się stanie. Ale teraz jest już za późno. Przecież ona była tak delikatną osobą. Dlaczego to spotkało właśnie ją. Zmarła nagle i nieoczekiwanie. Co się okazało była w ciąży ze mną. Zginęło także małe życie. Złapałem konkretnego doła. Pokazała mi, że coś jest nie tak. Załamałem się nerwowo i zawaliłem naukę. Chciałem umrzeć wraz z nią ale nie miałem odwagi aby pozbawić się życia. Całą winę za śmierć mojej drogiej Alicji zrzuciłem nieświadomie na dilera Bonez i Marka. Tak. To wydawało mi się rozsądne. Dotąd byli moimi przyjaciółmi a teraz stali się śmiertelnymi wrogami.Coś do mnie dotarło i jakby coś się we mnie przestawiło. W mojej głowie zamigotał pomysł. Drastyczny pomysł. Ale żeby go zrealizować musiałem rzucić dragi. Więc sam zgłosiłem się na odwyk i po pewnym czasie byłem czysty lecz musiałem uważać żeby do tego nie wrócić. Cieszyłem sie, że mnie się udało. Teraz czas na realizację pomysłu. Miałem mocną motywację w postaci chęci zemsty na zabójcach mojej ukochanej. A przynajmniej tak to wyglądało. Wykonałem więc telefon na komisariat i podałem dokładne dane dilerów z naciskiem na Bonez po czym poszedłem po Marka aby zaprosić go do siebie na małą sesję. Haha! Dilerów złapano co do jednego. Byli całkowicie zaskoczeni. Ja z Markiem poszedliśmy na strych a wtedy kazałem mu na siebie zaczekać. Zszedłem na dół pod pretekstem pójścia po prochy a tym czasem zabrałem z kuchni tasak i skierowałem się z powrotem na górę. Ha! Poszło dość gładko i Marek dostał to na co zasługiwał. Haha! Ostrze utkwiło mu w rozciętej czaszce nie dając czasu na reakcję. Heh. Krew rozlała się prawie po całym pomieszczeniu a ja poczułem słodki zapach zemsty i śmierci. Krew i jej zapach była tą rzeczą, na którą z utęsknieniem czekałem cały dzisiejszy dzień. Uff. Mogłem odetchnąć. Było już po wszystkim. Marek był bardzo zdziwiony tym co zrobiłem, co uwieczniło się w wyrazie jego twarzy. Lecz nie mogłem wpatrywać się tak w niego w nieskończoność. Musiałem dokończyc dzieła. O tak. Został mi jeszce jeden - jedyny - punkt dzisiejszego dnia do zrealizowania. Hahaha!
Za oknem mieszkania świeciły światła samochodów policyjnych. Detektyw skończywszy czytanie odłożył zakrwawione kartki, które znalazł na poddaszu. Spojrzał z zaciekawieniem na oba ciała - wisielca i chłopaka z tasakiem w głowie - które mieli za chwilę usunąć stąd koronerzy. Zdjął gumowe rękawiczki, odchrząknął i splunął przez okno kamienicy. Rzucił rękawiczki na podłogę poddasza. cwilę jeszcze stał wpatrując sie w miejsce brutalnego zabójstwa. Zapach świeżych zwłok jak zwykle drapał go w gardło. Nie lubił tego uczucia prawie tak samo jak używania służbowej broni.
- Wszystko jasne - powiedział do siebie. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Chwilę później, po wyjściu z mieszkania chłopaka wpatrywał się jeszcze w piegowate, nocne niebo stojąc przed bramą po czym odpalił papierosa, wsiadł do swojego służbowego auta i z ulgą, nareszcie skierował się do domu.
A.D. 2002 | ghozty